poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 2

Pochyła czcionka- retrospekcja



Podeszwy moich butów z pluskiem odbijały się od kałuż, powstałych w wyniku nocnych opadów. Sięgnęłam do kieszeni po paczkę malboro, w której pozostało sztuk- jeden, co zauważyłam z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. Podjęłam się próby podpalenia papierosa, ale okazała się ona nieudana. Nie sprzyjały temu różne czynniki, na przykład wiatr. Cisnęłam poirytowana zapalniczką o ziemię i ruszyłam w kierunku niskiej brunetki, która wpatrywała się we mnie z niesmakiem.
-Mogłabyś rzucić to świństwo- stwierdziła wypalając spojrzeniem dziurę w mojej twarzy. Te słowa nie wydostały się po raz pierwszy z jej ust. Powtarzała to zawsze, kiedy tylko nadarzyła się na to okazja. Doskonale wiedziałam, że ona tego nie cierpi ale rzucenie palenia nie jest prostą sprawą nawet dla tego, kto bardzo tego chce a teraz warto by zadać pytanie- czy rzeczywiście tego chcę. Odszukałam w torebce zapałki i po raz kolejny spróbowałam podpalić papierosa, tym razem się udało na co aż podskoczyłam podekscytowana. Zaciągnęłam się i wypuściłam dym z ust. Z chytrym uśmiechem patrzyłam, jak dziewczyna kaszle przez dym, który pod wpływem wiatru poleciał prosto na nią.
-Może kiedyś...-odparłam tajemniczo, wznosząc oczy do nieba. Październikowe niebo przykryła gruba warstwa ciemnych chmur, zapowiadało się na powtórkę z nocy. Moją teorię potwierdziła kropla deszczu, która wylądowała na moim malboro, przygaszając go. Z poirytowaniem mruknęłam parę obelg pod nosem.
-Idziesz do niego?- zapytała. W jej głosie można było usłyszeć drżenie.
-Tak- odpowiedziałam krótko, nie patrząc na moją towarzyszkę.
-Wiesz, że może cię zabić?- szepnęła bojąc się, że jeśli powie to głośniej to jej głos się załamie. Po jej rozgrzanym policzku spłynęła jedna z łez kumulujących się  w oczach. Mimo, że tego nie okazywałam, zrobiło mi się jej szkoda. Pociągnęła żałośnie nosem i wewnętrzną częścią dłoni otarła łzę. 
-Wiem- pokiwałam lekko głową, zawieszając spojrzenie na starym, rozpadającym się budynku. Nie było drzwi a okna zostały powybijane, za to farba powoli odpadała. W pewnej chwili ze środka wyłoniła się postać wysokiego blondyna. Chłopak ze spokojem żuł gumę, patrząc na mnie bez emocji. Sprawiał wrażenie jakby nie zauważał stojącej obok mnie brunetki, która się aż trzęsła ze strachu. Podniósł rękę i dłonią przejechał po ścianie, od której odleciały kolejne kawałki farby. 
-Już czeka na ciebie- powiedział po czym kiwnął głową na budynek, dając znak, że mogę wejść. 


-A więc nic sobie pani nie przypomniała- podsumował lekarz na co jedynie skinęłam głową- dobrze...mogę pana prosić na słówko?- zwrócił się do chłopaka siedzącego obok mnie, który posłusznie wstał i ruszył za nim.
-Nie smuć się- usłyszałam prośbę George'a. Przeniosłam wzrok na niego.
-Dlaczego? Ty na przykład ciągle się smucisz.- stwierdziłam. Widok jego uśmiechu był bardzo rzadki.  Po paru rozmowach udało mi się wyciągnąć, że to przez jego rodzinę, którzy odwrócili się od niego na wieść o chorobie, stwierdzili, że nie opłaca się mieć kaleki pod dachem. Widok cierpiącego chłopaka nie należał do przyjemnych i choć czasami miałam serdecznie dość jego użalania się nad sobą to było mi go szkoda. Sama nie wiem co bym zrobiła gdyby nie Michael, bo tak ma na imię chłopak, który non stop ze mną tu siedzi. Dowiedziałam się, że  jest nikim dla mnie ważnym, tylko zwykłym świadkiem wypadku, który obrał sobie za punkt honoru pomóc mi. Pracownikom szpitalu powiedział, że jest moim narzeczonym, dlatego wiedział wszystko o moim stanie zdrowia. Podobno po wypadku miałam przy sobie jedynie dowód i nowo zakupiony telefon. Mike jeździł pod adres podany w dowodzie ale nikogo tam nie zastał a sąsiedzi powiedzieli, że mieszkanie zostało kupione już dawno ale nikogo tam jeszcze nie widzieli. Czekałam na powrót mojej pamięci jak na zesłanie Ducha Świętego. Moja niewiedza okropnie mnie męczyła. Chciałam sobie wszystko przypomnieć, wiedzieć gdzie są moi przyjaciele i rodzina i czy ich w ogóle mam, chciałam wiedzieć wszystko o moim dotychczasowym życiu. Jak przebiegły mi te lata, gdzie się uczyłam albo gdzie spędzałam wakacje lub ferie zimowe. Po blisko pięciu minutach Michael wrócił z powrotem do sali. Nie miałam bladego pojęcia co kryło się pod jego wyrazem twarzy. Strach, złość, radość? Otworzył usta i zaraz je zamknął, tak jakby chciał coś powiedzieć ale nie wiedział jak. Ślimaczym tempem podszedł do mojego łóżka i na nim usiadł. Patrzył się na mnie w dalszym ciągu nie puszczając pary z ust.
-Mike?- zaczęłam- co się dzieje?
-By..byłaś w ciąży- mruknął cicho, spuszczając głowę. Zamarłam na jego słowa. Jak to w ciąży? Jak to "byłam"? Czy to znaczy, że..dziecko nie żyje?- przykro mi Kate.
-Nie pamiętam nawet kto był ojcem- przyznałam.
-Wiem o tym- uśmiechnął się pocieszająco.
-Już mam tego dość!- uniosłam się. Michael chwycił moją rękę w celu uspokojenia mnie- ja nic o sobie nie wiem, kompletnie nic!
-Normalnie bym walnął wyświechtaną mówkę o tym, że sobie wszystko przypomnisz... z czasem, ale widzę, że to na ciebie nie działa.
-Działa jeżeli  chcesz mi podnieść ciśnienie- obwieściłam po czym do moich uszu dotarł dźwięczny śmiech Michaela.
-Uwierz nie mam takiego zamiaru- powiedział unosząc ręce do góry, chichocząc przy tym.
-Czy ty sobie ze mnie drwisz, Clifford?- przymrużyłam oczy.
-Jak bym śmiał.
-Mike, nie chcę być nie miła ale jestem trochę zmęczona- posłałam mu coś na wzór uśmiechu ale wyszedł mi raczej grymas.
-Nie ma sprawy- poderwał się z siedzenia- miałem coś ci powiedzieć....ale to może poczekać do jutra- cmoknął mnie w policzek i tyle go widziałam. Zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście ma mi coś do przekazania czy tylko chciał mnie wkurzyć. Dłuższą chwilę wpatrywałam się w drewnianą powłokę, za którą zniknął Clifford. Podczas tej ciszy miałam okazję parę nurtujących mnie spraw. Mike mi tłumaczył, że najprawdopodobniej dopiero co się tu przeprowadziłam z innego miasta. Przyznaje, to racjonalne wytłumaczenie ale dlaczego nikt z moich bliskich nie zaczął mnie jeszcze szukać. Miałam masę pytań, na które nikt nie mógł mi odpowiedzieć.



piątek, 16 maja 2014

Rozdział 1



Są w życiu chwile, które wszystko zmieniają. Nie mówię, na przykład o zmianie miejsca zamieszkania, pójściu na studia, czy o nowej miłości. Mam na myśli gruntowną zmianę. W jednej chwili twoje życie jest takie, a chwilę później obraca się do góry nogami. Wszystko się diametralnie zmienia. Już nie poznajesz swojego świata. Reguły wpajasz sobie od nowa zupełnie jakbyś się urodził drugi raz, nie wiedząc niczego o życiu. Patrząc na biały sufit jednej z szpitalnych sal uświadomiłam sobie, że takie zmiany zachodzą bardzo szybko i niespodziewanie. Byłam wstrząśnięta, gdy lekarz zadawał mi różne pytania, a ja nie znałam na nie odpowiedzi. Nie były, to jakieś straszne pytania wręcz przeciwnie. Każdy zna swoje imię, nazwisko, wiek, czy miejsce zamieszkania. Każdy oprócz mnie. Wszelkie próby przypomnienia sobie czegokolwiek kończyły się niepowodzeniem. Miałam ochotę płakać. Nie mogłam uwierzyć w to , że kompletnie nic o sobie nie wiem . Na łóżku obok leżał chłopak. Wyglądał jakby wykonał jakąś bardzo wyczerpującą prace fizyczną. Był wykończony.
-Utrata pamięci, nie jest najgorsza...z czasem sobie wszystko przypomnisz- powiedział cicho.
-Nie wierzę, że chciałbyś się obudzić i nic nie pamiętać- odparłam dość oschło.Po jego słowach zrobiło mi się gorąco. Czułam narastającą we mnie złość. Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo wzburzyły mnie jego słowa? Mimo mojego tonu, chłopak nie zmienił wyrazu twarzy nawet na sekundę. Co chwilę, chyba nawet nieświadomie przymykał swoje jasne oczy. Sprawiał wrażenie jakby nie spał z tydzień. Jego usta były spierzchnięte, twarz blada jak u wampira i do tego bardzo chuda.
-Przepraszam...nie miałem zamiaru w żaden sposób cię urazić-mruknął zawieszając spojrzenie na nieokreślonym punkcie na ścianie.
-To ja przepraszam, nie powinnam na ciebie naskakiwać, nic złego nie powiedziałeś- mogłabym przysiąc, że na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Wiesz- uciął by zaczerpnąć powietrza. Był słaby i to było widać na pierwszy rzut oka- myślę, że jak ma się przy sobie rodzinę, czy kogoś bliskiego to można pokonać wszelkie trudności, bo masz przy sobie tą osobę i czujesz, że nie tkwisz w tym sam, że ona pomoże ci przezwyciężyć wszystkie okrucieństwa zadane przez los- mówił ze łzami w oczach, co chwilę kręcąc głową. Żywo gestykulował a kiedy jego ręce zawisały w powietrzu bez ruchu, było widać jak się trzęsą. Jego głos się załamywał. Mocno zaciskał powieki i ciężko oddychał. Miałam ochotę podejść do niego i go najzwyczajniej w świecie przytulić ale z drugiej strony miałam dość jego lamentowania. Mój wzrok powędrował w kierunku okna. Pogoda panująca na zewnątrz była skromnie mówiąc okropna. Codzienne błękitne niebo było przykryte ciemnymi chmurami, przez co na dworze było ponuro a w pomieszczeniach nie obyłoby się bez sztucznego światła. Ciężkie krople deszczu odbijały się od dachu, robiąc przy tym mały hałas. Po raz kolejny próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, znowu bez najmniejszych efektów. Zastanawiałam się jak w ogóle się tu znalazłam. Co sprawiło, że miałam złamaną lewą rękę i straciłam pamięć? Gdybym powiedziała, że nie ma racjonalnych wytłumaczeń mojej sytuacji- skłamałabym. Były ale teraz pozostało zastanawiać się, które z nich jest prawdziwe?
 -Ja nie wiem nawet czy mam takie osoby- westchnęłam z bezradności. Właściwie nie wiedziałam o sobie nic.
-Masz. On przychodzi tu codziennie, odkąd cię przywieźli z tego wypadku...
-A więc miałam wypadek...wiesz może coś o mnie więcej?-zapytałam z nadzieją w głosie. Mógł mi dać odpowiedzi na pytania. To śmieszne, że od obcego człowieka muszę wyciągać wiadomości o samej sobie.
-Z tego co słyszałem masz na imię Kate...-gestem ręki zachęciłam go do kontynuowania-..i dwa miesiące temu stuknęła ci osiemnastka, więcej nie wiem przykro mi- spojrzał na mnie przepraszająco. Pokiwałam głową z lekkim uśmiechem. Lepsze to niż nic, prawda? Z zaciekawieniem rozejrzałam się po sali. Była ona raczej małych rozmiarów. Z ledwością mieściły się trzy łóżka, przy każdym stała mała, biała szafeczka a przy ścianie ustawione były  dwa krzesełka. Dwa bo trzecie znajdowało się obok mojego łóżka.
-A ty jak masz na imię?
 -George. Gdyby nie lekarze i pielęgniarki to bym prawdopodobnie o nim zapomniał- stwierdził. -Dlaczego? Nikt do ciebie nie przychodzi?- zdziwiłam się. Pokręcił przecząco głową ze smutkiem, po czym ukrył twarz w dłoniach.Widać, że temat jego rodziny, bądź przyjaciół nie był najszczęśliwszym. Widziałam, że samo wspomnienie o kimś jemu bliskim wywoływało wielki smutek i rozpacz, dlatego postanowiłam nie drążyć ów tematu. Chciałam go jakoś pocieszyć ale nie potrafiłam nic wymyślić. Odkryłam, że nie jestem dobra w tego typu rzeczach. Geo poruszył się niespokojnie na łóżku, które zaskrzypiało pod jego ciężarem. Mogłam stwierdzić, że było bardzo stare bo chłopak nie mógł ważyć więcej niż 40 kilo. Wyglądał naprawdę mizernie, zapewne był poważnie chory. Do tej pory wszystko na to wskazuje.
-George?- szepnęłam wystarczająco głośno aby on to usłyszał. Przekręcił głowę w moją stronę, oczekiwał pytania, które miało paść.
- mógłbyś mi coś powiedzieć o tym chłopaku?- mój "sąsiad" otworzył usta ale nie wydostało się z nich żadne słowo. W tym momencie stare, białe drzwi otworzyły się a do sali wszedł wysoki chłopak o niebieskich oczach i czarnych włosach, które wbrew pozorom świetnie kontrastowały z jego jasną cerą. Ubrany był w czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę z logiem Iron Maiden a na wierzch miał narzuconą dżinsową kurtkę. Gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, na jego usta wkradł się promienny uśmiech, którego nie dało się nie odwzajemnić, co więcej mogę powiedzieć, że zrobiłam to wbrew własnej woli. Czarnowłosy aż zarażał dobrym humorem. Zajął miejsce obok mnie nie zważając na to, że kilkanaście centymetrów dalej stoi krzesło.
 -No i jak się czujesz?- jego przyjazny głos odbił mi się od uszu. Dostrzegłam kolczyki w uszach, które od razu mi się spodobały. Zauważyłam, że im więcej osób poznaje tym więcej dowiaduję się o swoich cechach i upodobaniach. Przeczesał swoimi długimi palcami włosy, nie odrywając ode mnie wzroku nawet na chwilkę. Kątem oka zerknęłam na Georga. Skubał pościel, uśmiechając się pod nosem.
-Nie jest źle ale nic nie pamiętam.- mruknęłam niezadowolona, odwracając wzrok. Najprawdopodobniej mnie znał a ja nie wiem kim jest i jak się do niego odnosić. Lekarz stwierdził, że "trochę to potrwa". Nie wiem czy oni wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że ja oszaleję, gdy będę zmuszona poznawać ludzi, których tak naprawdę znam od dawna.
-Będzie dobrze zobaczysz...za jakiś cza..
-Jeśli masz zamiar palnąć wyświechtaną mówkę o tym, że sobie wszystko przypomnę to sobie daruj!- naskoczyłam na niego, wzrokiem wypalając w nim dziurę  . Momentalnie zmieniłam nastawienie, gdy ujrzałam, jak jego twarz posmutniała.