poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 4



Pogoda dzisiejszego dnia była wyjątkowo okropna. Mike stał przy oknie i palcami wystukiwał jakiś rytm, próbując zgrać się z uderzającymi w parapet kroplami deszczu. Z zaciekawieniem rozglądał się po widocznym przez okno podwórku, zupełnie jakby był tutaj po raz pierwszy. Przyglądałam się każdemu, najmniejszemu ruchowi chłopaka, ta cisza pomiędzy nami zaczynała mnie powoli irytować,  podczas, gdy chłopakowi to najwyraźniej nie przeszkadzało. Wydawało mi się, że ta cisza mu się podobała, była wręcz potrzebna. W głowie szukałam tematu, który mogłabym narzucić ale na złość nic mi nie przychodziło na myśl. Westchnęłam głośno, mając nadzieję, że zwrócę jego uwagę na choćby chwileczkę, niestety  efekt był zerowy. Miałam ochotę chwycić wazon stojący na szafce i rozbić go na głowie Michaela.  Farbowany bardzo powoli wyciągnął telefon z kieszeni, parę razy przejechał po nim palcem i bez emocji rzucił go na biurko stojące nieopodal. Nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem opuścił pokój. Opadłam bezczynnie na poduszkę i naciągnęłam kołdrę aż po czubek głowy. Leżałam tak dobre kilkanaście minut i pomimo, że trudno mi było oddychać, nie wynurzałam się. Ponieważ byłam cała zakryta, to byłam zdana jedynie na słuch. Do moich uszu doszło charakterystyczne brzęknięcie szklanego naczynia, które mogło być spowodowane zetknięciem się jego z blatem szafki. Chwilę później usłyszałam kroki, które były coraz to bliżej aż w końcu ucichły.
-Nudzi ci się- stwierdził Michael, wzdychając krótko po czym usiadł obok moich nóg. Chwycił kołdrę tak, że w wyniku pociągnięcia odkryła mi głowę. Zaśmiał się na mój widok a ja uniosłam zdziwiona brew.
-Wciąż wyglądasz przepięknie, mimo, że twoje włosy są porozwiewane na wszystkie strony a oczy podpuchnięte- uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób.
-To wcale nie było śmieszne, Clifford- syknęłam.
-Nie ważne, posłuchaj muszę wyjść i nie wiem dokładnie, o której wrócę więc nie wychodź z domu.
-Dlaczego? Od czego masz w końcu klucze??
-Właśnie w tym sęk słonko, że je gdzieś zapodziałem i dlatego musisz być w domu aż ja nie wrócę, rozumiesz?- zerwał się na równe nogi i patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, czekając na odpowiedź. Po chwili pokiwałam głową a on bez słowa wyszedł. Świetnie teraz będę siedzieć cały dzień w domu, bo znając Michaela, szybko nie wróci. "Ciekawe gdzie byś poszła w taką pogodę" zaśmiał się cichy głosik w mojej głowie, który i tak zignorowałam. Skierowałam się do salonu, mocno uderzając stopami o drewnianą podłogę, niczym zbulwersowane dziecko. Usiadłam na wygodnej kanapie i włączyłam telewizor. Na moje nieszczęście nic ciekawego nie znalazłam, więc zostawiłam na jednym z kanałów, na których gadali o meczu finałowym Niemiec z Argentyną. Skłamałabym twierdząc, że cieszy mnie wygrana tych pierwszych. Od początku Argentyna była na drugim miejscu, typowanych na wygraną. Na pierwszym miejscu w moim sercu zawsze była Brazylia, dlatego czułam się jakby mnie ktoś spoliczkował, gdy przegrali też z reprezentacją Niemiec. Warto by wspomnieć, że przez ostatnie tygodnie dużo sobie przypomniałam i wiele z tego zawdzięczam mistrzostwom świata w piłce nożnej. Wystarczyło, że usłyszałam "Brazylia" i już po mojej głowie śmigało kilka z reprezentantów, na przykład: Neymar, Hulk, czy Ramires. Przypomniały mi się chwile, podczas których oglądałam mecz z....no właśnie nie wiem kto to był. Zapamiętałam tylko jego czarną czuprynę. Pamiętam także roześmianą  blondynkę o szatynkę o imieniu Phoebe. Ogólnie nic konkretnego ale jednak coś. Lepsze to niż nic. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Doczłapałam się do nich, mrucząc pod nosem obelgi skierowane do głupoty Michaela, jakby nie było można pociągnąć za klamkę. Taki właśnie ruch uczyniłam chwilę później, jednak za drewnianą powłoką nie ujrzałam Clifforda. Stał tam wyższy ode mnie prawie o głowę blondyn z lokami na głowie. Chyba próbował sobie odjąć uroku poprzez noszenie bandamki ale zdaje się, że nie przyniosło to upragnionych skutków. Ubrany był w czarną koszulkę, która opinała się na jego torsie, tego samego koloru spodnie a na nogach widniały białe converse.
-Cześć- zawołał tak jakbym mu przed chwilą podarowała paczkę jego ulubionych ciasteczek.
-Cześć, kto ty?- Zapytałam dopiero po chwili dochodząc do wniosku, że to zabrzmiało dość wrednie.
-Jestem Ashton-wyciągnął dłoń w moją stronę- kumpel Michaela, mam za zadanie się tobą "zająć"- zakreślił w powietrzu cudzysłów. Czułam jak w środku zaczynam się gotować, więc by nie naskoczyć na chłopaka odsunęłam się od drzwi, robiąc mu przejście. Ashton bez wątpienia często tu bywał, gdyż poruszał się po mieszkaniu z niezwykłą swobodą. Wpadł do kuchni, wziął piwo z lodówki i rozsiadł się przed telewizorem.
-A ty czasami nie miałeś się mną zajmować?- skrzyżowałam ręce na piersi.
-A w jakim sensie mam się tobą zająć?- zabawnie poruszył brwiami a ja od razu pożałowałam swoich słów.
Machnęłam na to ręką i skierowałam się na górę do mojego pokoju. Na moim łóżku leżało coś czego nie było wcześniej. Był to przepiękny bukiet czerwonych róż oraz koszulka reprezentacji Brazylii z numerem 4, oczywistym było to, że z tyłu widniał napis "David Luiz", tak też było. Obok leżała mała kartka, którą otworzyłam.

Słyszałem o twoim wypadku. Zdaję sobie sprawę z tego, że możesz mnie nie pamiętać ale mam nadzieję, że nie zapomniałaś o swoim hobby, którym jest piłka nożna. Właśnie dlatego pomyślałem, że powinnaś mieć przy sobie jak to sama określiłaś "swój skarb". Poza tym muszę cie przed czymś ostrzec- uważaj na gościa o imieniu Ian. Clifford go zna i mu ufa, więc nie wypytuj go o niego.


_________________________________________________
_________________________________________________

Rozdział 4 dodaję po długiej  przerwie za co przepraszam. Po prostu byłam na wakacjach i nie miałam możliwości opublikowania go. Mimo wszystko rozdział wyszedł krótki. Obiecuję, że następny będzie dłuższy i będzie więcej się w nim działo. Ciekawi was kto zostawił te rzeczy na łóżku? Może macie jakieś pomysły?